Wojna o muzykę. Część kolejna.

Czosnek. Czosnek. Dużo czosnku.

Jak tu się nie da w aptece wytłumaczyć, że chce się czegoś naturalnego do płukania gardła i farmaceuci (nawet nie wiem czy to są farmaceuci, dlaczego oni nie noszą tych krystalicznie białych farmaceutycznych fartuchów?) robią wielkie oczy kiedy słyszą “salvia” (hiszp. szałwia), to trzeba jeść dużo czosnku. Bo nawet tutaj dosięga mnie zmienno-klimatowe zapalenie gardła. Normalka. Ciężko mi było uwierzyć, że naprawdę będzie tu chłodniej. Jeszcze tydzień temu w niedzielę spędziliśmy cały dzień na plaży piknikując. I było o tak:

 

20171029_174358IMG-20171029-WA0009IMG-20171029-WA0020IMG-20171029-WA0023

Tak sobie myślałam właśnie, że nie będzie jesienno-deszczowego pierwszego listopada pełnego zniczy i kwiatów. I nie było. Nie było nawet cmentarnego spaceru wieczorową porą, bo tutaj wszystkie cmentarze są zamykane o 18-tej. Chyba będę musiała uzupełnić ten brak będąc w Polsce, już moi rodziciele o to zadbają!

Nie złapałam pierwszo-listopadowej atmosfery, za to złapałam infekcję i przesiedziałam kilka dni w łóżku. Nie pomogło. Ale przynajmniej dużo się naoglądałam, naczytałam, namyśliłam i nawkurzałam na mój aktualny stan.

Dzięki dostępowi do Internetu też trochę popodróżowałam. Południowa Ameryka. Miejscowa ludność w Andach Peruwiańskich w okolicy Machu Picchu  traktowana jak osły.  Dosłownie. To oni noszą bagaże, żywność i schronienie bogatych “gringos”. Tak samo jak Szerpowie, ludność tybetańska, która stanowi nieodzowną część wypraw himalaistów. A to Ci “najodważniejsi” zdobywają szczyty, chwałę i poklask. Gdyby z poznawania świata nie zrobiła się taka konsumpcyjna obrzydliwa turystyka typu “zobacz, zazdjęciuj, zalicz” to może wciąż można by było doświadczać rdzenności? Tylko właściwie jakiej rdzenności, jeśli Europejczykom udało się już ją wcześniej doszczętnie zniszczyć. Trochę mi wstyd za nas. A nawet bardzo.

Ale to żądza zdobywania kieruje ludźmi. Mówiłam o zmianie na lepsze. Czasem tę zmianę widzimy tylko poprzez zakrzywione “ulepszanie”, czyli poszerzanie swojego terytorium, zdobywanie coraz to większej ilości dóbr, budowaniu coraz bardziej imponujących budowli. A kiedy już zdobędziemy wszystko, czujemy marazm. Jak w Starożytnym Rzymie, który wstąpił na ówczesny szczyt cywilizacyjny. Co ma robić człowiek-drapieżnik kiedy już nie ma co zdobywać, bo wszystko dookoła już zdobył? Albo kiedy na odwrót, jak autochtoniczna ludność Ameryki, zda sobie sprawę że wokoło pozostali już tylko silniejsi? Pozostaje marazm. Powolne dogorywanie. Dlatego wojny będą zawsze.

I może między innymi dlatego Katalonia nie daje za wygraną.

Nielegalne referendum się odbyło, mobilizacja Katalończyków była niesamowita. Mimo że logistycznie było to trudne przedsięwzięcie, to według ich danych (legalnych, nielegalnych, fałszywych, prawdziwych) wzięło w nim udział prawie 50% uprawnionych. Co przy wszystkich utrudnieniach, jak i totalnej bierności opozycjonistów daje dość imponujący wynik. Znów, nie będę się wdawać w opinię polityczną. Dlaczego jednak tak trudno się dogadać? Dlaczego potrzeba jest fizycznego i okrutnego tłumienia głosu woli tak wielu ludzi (zachowaniu Hiszpańskiej Straży Obywatelskiej, o którym podawały niektóre media jak i przekazy znajomych, bezapelacyjnie mówię NIE i mam głośną nadzieję, że głośne NIE wypowiadają wszyscy, nie tylko Katalończycy)? Zarówno nieporadność rządu Rajoya jak bezkompromisowość Puigdemonta nie dała pożądanych rezultatów.

Referendum przyniosło totalne zamieszanie, masę strajków, strat moralnych i dezorganizacji. W Barcelonie mieszka sporo imigrantów, którzy przez wiele dni musieli żyć w niepewności co będzie, jeśli faktycznie Katalonii uda się ogłosić niepodległość. Było to oczywiście bardzo mało prawdopodobne, ale napięcie pozostało. Dlaczego i kto nadmuchał tę całą bańkę pozorów? Jakoby kiedykolwiek taki sposób zdobycia niepodległości byłby możliwy? Bez przygotowań, bez rozmów dyplomatycznych z Unią Europejską, bez konsultacji gospodarczych? I bez użycia siły? Tak. To dwie totalne skrajności. Ale drugą, oprócz tej obarczonej przemocą, jest siła dialogu. Dlaczego Szkocji udało się ten dialog przeprowadzić, a Katalończykom nie? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi.

Przy tym wszystkim jak się czuję Ja? Trochę jakby niechciana. Trochę jak cień czegoś co mogło przynieść wiele korzyści. Tylko dlaczego Katalończycy nie chcieli tego przekuć na pozytyw? Dlaczego, że ludzie z natury są zachłanni (sic!). Dlatego, że tak działa rynek. Im więcej jesteśmy w stanie wyciągnąć od innych, tyle wyciągamy. A przy tym zostają Ci, których nie stać na to, żeby płacić za wszystko turystyczną walutą. Dlatego też mój cień natrafia na frustrację i krzywdę.

20170919_210318

Zupełnie się nie dziwię. Jeśli średnia zarobków to ok. 900 euro, za pokój trzeba zapłacić średnio 400, kartę miejską 50, a zwykły “barowy” lunch 10 euro. Nie żeby w Polsce te proporcje były o wiele korzystniejsze. Jednak u nas ma się coraz lepiej, a tutaj tendencja nie jest kolorowa. Ludzie gdzieś szukają źródeł tych tendencji. A że według Katalońskich danych jest to region dostarczający największej ilości wpływów do hiszpańskiego rządu, nie dziwne, że bańka niepodległościowa tak silnie się tutaj zakorzeniła.

A ja, jej małe lub większe kropelki spotykam wszędzie. Wracając spokojnie do domu z interesującego spotkania, czy czekając w napięciu na kolejne przemówienie Puigdemonta, jednocześnie porównując i analizując przekazy lokalnych i “zachodnich” mediów.

Próbując po raz kolejny zaakceptować ze spokojem odwołanie zajęć ze względu na protest studentów.

20170928_101203

To wszystko przeraźliwie poważne. Takim zabawnym motywem jest jednak fakt, że obydwie strony konfliktu powołują się na siłę demokracji. Katalończycy bardzo lubią to hasło, jak widać:

 

Przynajmniej robi się coraz bardziej kreatywnie. A więc wojna wyzwala jednak również pozytywne pokłady zasobów człowieczeństwa! Warto było dotrzeć do tego punktu, nieprawdaż?

CDN…

 

 

Leave a comment